sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział 24.

To koniec tej historii? 


Wszystko minęło tak szybko.. nim się obejrzałam było po świętach i sylwestrze. Patrze w kalendarz - 3 styczeń. Jeszcze tylko 3 miesiące. Moje 3 miesiące być albo nie być. Piotrek załatwił już wszystko związanego z kliniką i lekarzem. Od wczoraj czuje się źle o ile nie można powiedzieć że fatalnie. Na nic nie mam siły a przy większym wysiłku mam silne bóle brzucha i zawroty głowy. Nie powiedziałam nic Piotrkowi , może dlatego że ja pogodziłam się z faktem że odejdę a on nie? 
- Piotrek błagam przyjdź - krzyknęłam z łazienki kiedy nie mogłam wytrzymać z bólu
- Co jest? - po sekundzie w drzwiach znalazł się Piotrek
- Boli i to strasznie - powiedziałam płacząc z bólu
On wziął mnie na ręce a w między czasie zadzwonił po karetkę. Nim się obejrzałam byłam w szpitalu. Powoli otworzyłam powiekę która w tamtym momencie ważyła z 50 kilogramów.
- Co się dzieje - zapytałam słabo
- Objawy zespołu Help się nasiliły , trzeba operować żeby dziecko przeżyło - powiedział lekarz
Ostatnimi siłami spojrzałam na Piotrka i lekko się uśmiechnęłam mówiąc " Kocham Cię " on jednak nie odwzajemnił uśmiechu. Spojrzał na mnie tak cholernie smutnymi oczami że serce rozpadło mi się na miliony kawałeczków. " Czekam na ciebie " jedyne co dałam wyczytać z jego ust. Trzeba operować żeby dziecko przeżyło.. modliłam się do Boga żeby dziecko przeżyło. Żeby urodziło się zdrowe i miało wspaniałe dzieciństwo które na pewno zapewni mu Piotrek.

* Oczami Piotrka * 

Nie mogę jej teraz stracić , nie mogę! Dlaczego Bóg zabiera młode osoby które nic nie zrobiły a na ziemi zostawia morderców , pedofilii!?  Co ona zrobiła!? Chciała być szczęśliwa a teraz kiedy w końcu jest zabierasz ją od nas?! Gdzie jest sprawiedliwość. Po tym jak usłyszałem lekarza że muszą operować żeby dziecko przeżyło serce stanęło mi w miejscu. Ja naprawdę wierzyłem że ona będzie ze mną , że razem będziemy wychowywać Łukasza. Zjechałem po ścianie a twarz schowałem w dłoniach 


- Co się stało?! - zobaczyłem zdyszanego Tobiasza z Moniką a za nimi rodziców Miśki. 
Jednak ja nic nie odpowiedziałem spojrzałem na nich i wybuchłem płaczem jak nigdy wcześniej. Oni wiedzieli jaki nadszedł czas. Nikt nie wstydził się łez. Do nikogo nie mogło dojść to że dziś możemy już nie zobaczyć uśmiechniętej Michasi. Że dziś zobaczymy tylko małą istotę która żyje dzięki niej. 
- Co z tą kliniką dlaczego tam nie rodzi?! - zapytał Tobiasz
- Miała tam rodzić , jednak ten atak wszystko rozwalił ponieważ to dziś musieli zrobić jej cesarskie cięcie. Nie zdążyliby przewieść ją z Leszna do Warszawy bo ona i dziecko mogliby umrzeć. - powiedziałem 
- Od ilu jest już na sali? - zapytała załamana mama Tobiasza
- 2 godziny - powiedziałem patrząc na zegarek. 
Po chwili z sali operacyjnej wybiegła pielęgniarka krzycząc że potrzebna natychmiast krew. Zerwałem się jak poparzony i spoglądałem na ludzi którzy wbiegali i wybiegali z sali. Czy to już koniec? Czy to znaczy że raz na zawsze będę musiał pożegnać się z moją jedyną miłością? Że jedyne co po niej zostanie to Łukasz za którego odda życie? Świat jest tak kurewsko niesprawiedliwy. Kiedy wszystko zaczyna się układać i jesteś szczęśliwy , coś musi to wszystko zawalić. Moje życie jest jak domek z kart. Nie jest pewne , jestem żużlowcem i zawsze myślałem że to ja będę walczył o życia a nie moja druga połówka.
_____________________________________________________________
Takie smuty na sobotę a w sumie niedzielę. ;c :D Jak już tu jesteś to zostaw po sobie jakiś komentarz daje mi to motywacje i siłe do pisania. Do następnego misiaczki! :D